Przekroczyć koło podbiegunowe i zobaczyć zorzę polarną. Takie dwa pragnienia towarzyszyły podróży, która odbyłem z córkami Anną i Agatą na przełomie marca i kwietnia 20023 r. Cały wyjazd trwał zaledwie 5 dni. 28 marca wczesnym rankiem polecieliśmy z Warszawy do Helsinek. Spacer po stolicy prowadził nas z lotniska do portu, przez śródmiejski park, obok katedry, a największa atrakcją była, naszym zdaniem, biblioteka.
Wieczorem wsiadamy do nocnego pociągu i wygodnych kuszetkach jedziemy do Rovaniemi.
29 marca. W Rovaniemi, jak przystało na tę szerokość geograficzną, zima w pełni. Zwiedzamy Muzeum Arktyczne. W nim trochę wypchanych zwierzątek, jakieś scenki z życia dawnych mieszkańców Laponii i projekcja zorzy polarnej. Warto było zobaczyć te projekcję, bo w naturze nie bardzo nam się udało ją zobaczyć.
Potem jeszcze wieczorny spacer po centrum Rovaniemi i busem jedziemy nieco na południe do naszego hostelu.
30 marca. Podmiejskim busem najpierw do centrum Rovaniemi, a potem następnym do wioski Świętego Mikołaja, która znajduje się dokładnie na kole podbiegunowym.
Gdy już obeszliśmy wioskę dwa razy, poszliśmy na kawkę, a potem piechotką w kierunku Rovaniemi. Nie przeszliśmy całej drogi, bo to spora odległość. Rovaniemi, do którego należy wioska Świętego Mikołaja zajmuje obszar 7.582 km2, czyli niemal tyle ile całe województwo opolskie, albo 14 razy tyle ile Warszawa.
Przed nami druga a zarazem ostatnia noc w hostelu w Rovaniemi. Prognoza widzialności zorzy polarnej jest dość wysoka, więc wypatrujemy zorzy polarnej. Niestety, niebo jest zachmurzone. Jedyne co widać, to jasne chmury.
31 marca. Spakowani, z plecakami idziemy na jeszcze jeden dłuższy spacer po Rovaniemi. Zamarznięte jezioro. Kościół ewangelicki. Potem ruszamy w podróż autobusem do na południe, do Kemi.
Atrakcją Kemi jest kodowy pałac. Z rozmowy z obsługą tej atrakcji, jak i ze zdjęć, dowiedzieliśmy się, że lata pandemii ograniczyły ilość zwiedzających. Nie jest już tak bogato, ale za to było pusto i pałac był cały nasz.
Po zwiedzeniu pałacu mamy czas az do wieczora, żeby pospacerować po Kemi. Trafiamy do Fajnej knajpki. Potem żegna nas piękny zachód słońca. Nocą jedziemy pociągiem do Turku. Podróż już nie tak wygodna, jak z Helsinek do Rovaniemi, bo "zwykłym" pendolino na siedząco.
Następnymi ważnymi miejscami, które chcieliśmy zobaczyć w Turku są hala rybna i restauracja urządzona w dawnym żeńskim gimnazjum.
W dzielnicy Meri-Karina znajduje się Taidekappeli, ekumeniczna kaplica. Narodziła się jako projekt obywatelski, utrzymuje się z datków woluntariuszy, a służy wzmacnianiu więzi między chrześcijanami. Dojechaliśmy autobusem, potem wracaliśmy trochę piechotką podmiejską okolica i znowu autobusem do centrum Turku.
Pora na odlot. Świetnie wygląda poszarpane wybrzeże Finlandii. Przylatujemy do Gdańska. Tam nocleg, a potem powrót pociągiem do Katowic.