Wyszedłem o 8: 00. Przed ósmą dopiero świtało, ale już o 9: 00 jest całkiem ciepło i trzeba zdjąć kurtkę, o 10 polar. Osią szlaku jest droga. Raz szlak idzie na prawo na małe wzgórza a potem znowu przechodzi na lewą stronę drogi, gdzie jest brzeg oceanu. Dziś znowu nudny i ładny dzień czyli jest łatwo a krajobraz jest piękny.
Ludzie noszą na Camino kamienie. Potem je składają w takich różnych miejscach. To wygląda, jakby było przygotowane przez jakąś szkołę, bo kto by nosił 10 kilogramowe kamienie? Choć niektóre wyglądają na autentycznie pielgrzymie.
Miała być plaża, a są Tatry. No to mi graj. Teraz wędrówka przez las. Trochę wody, ale przy moim doświadczeniu wodnym to już tylko pestka. Trzeba przyznać że Galicja to nie Mazowsze ale już wracam do poziomu Oceanu.
Do Bajony jednak schodzi się dwa razy. Najpierw wydaje się że to już, a potem jest kolejna górka. No na szczęście już nie tak wysoka. Wreszcie Bajona. Trochę schodzę ze szlaku i idę wprost nad ocean, bo tam mam arcyciekawą rzecz do zobaczenia. Najpierw jest pomnik Martina Pizona, potem zamek i wreszcie słynna karawela.
Dużo zdjęć z karaweli Pizona. Spotkałem tam Wenezuelczyka, który prosił, żeby mu robić zdjęcia i zaraz się odwzajemniał. Wiedział więcej niż Wikipedia o wyprawie Kolumba. Ja wiedziałem tyle, że statek Pizona pierwszy wrócił z wyprawy do Ameryki i jego replika stoi właśnie w Bajonie.
W Bajonie był obiadek. Potem dreptanie do Ramallosy, gdzie miałem się przejść mostem z XIII w. Był w remoncie, ale równolegle nowszy most. Jeszcze trochę wędrówki w wiejskim otoczeniu, potem kładka nad autostradą. Teraz schodzę ok. kilometra na zachód od szlaku, na zamówiony w Nigran nocleg.
Podsumowanie.
Ślad GPS mojej trasy: costa06.gpx